Różne zakłady, postulaty te same

Square

Żądania robotników protestujących w lipcu 1980 roku w Świdniku i innych miastach były podobne.
Podwyżki płac, wolne soboty, poprawienie warunków socjalno-bytowych, lepsze zaopatrzenie sklepów w produkty i niższe ceny – te postulaty powtarzały się w rozmowach robotników z władzami.
Trudno się dziwić. Strajkujący i ich rodziny musiały codziennie borykać się z problemami, które wynikały z rażących zaniechań lub błędów władz.
Wieści o sukcesach poszczególnych strajków, docierały do załóg innych firm. Robotnicy spisywali kolejne, podobne listy postulatów. Na listy trafiały problemy trapiące wówczas większość Polaków.
Dlatego w porozumieniach podpisanych w zakładach pracy w Lublinie i postulatach zgłoszonych przez strajkujących w Stoczni Gdańskiej, było wiele podobnych punktów.
Z relacji świadków wynika, że również w Gdańsku rozmawiano o wydarzeniach w Świdniku i innych miastach Lubelszczyzny. I to już od pierwszych dni protestu.
Skala i stopień zorganizowania strajków zaskakiwał środowiska niepodległościowe na Wybrzeżu. Tamtejsi opozycjoniści nie byli wówczas przygotowani na strajk.
Stoczniowcy dobrze pamiętali krwawe stłumienie protestów w grudniu 1970 roku.
Wśród robotników ze stoczni dominowała obawa o konsekwencje przestojów w pracy, a do działania ośmielić ich miała dopiero wieść o sukcesie strajkujących na Lubelszczyźnie.
W czerwcu 1981 roku do Świdnika przyjechał długo oczekiwany Lech Wałęsa.
,,Tak jak bez dwóch pierwszych szczebli na drabinie nie wejdziemy, tak samo potrzebny był wasz protest. Przecież wiedzieliśmy o was od samego początku […] trzeba pamiętać, że byliście jednymi z pierwszych. To co zrobiliście było ładne, trzeba to docenić i pamiętać, bo bez was nie byłoby nas’’ – miał powiedzieć wówczas przywódca “Solidarności”.[1]
Można zatem powiedzieć, że pierwszym ze szczebli na drabinie prowadzącej do powstania “Solidarności” był Świdnik, a drugim Lublin.
Nie zmienia to jednak faktu, że jeszcze kilka miesięcy wcześniej przyjmując delegację świdnickiej “Solidarności” – Andrzeja Sokołowskiego, Zbigniewa Puczka oraz Jana Bartczaka – Wałęsa obruszył się na sugestię, że wszystko zaczęło się w Świdniku…
O roli Świdnika wspomniał po latach Marian Krzaklewski, przewodniczący NSZZ „Solidarność” w wolnej Polsce.
,,Gdyby nie to co wydarzyło się na Lubelszczyźnie, nie wiem czy w tak wielkim stopniu ludzie odważyli się przystąpić do strajków sierpniowych. Strajki lubelskie pokazały, że nawet w systemie totalitarnym można bez przemocy prowadzić walkę o godność pracownika. Uczyły nas jak organizować takie akcje. To nie była walka o kotleta. Stała się ona jedną z decydujących walk w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat historii Polski, bo pozwoliła przełamać strach, nauczyła odwagi w sięganiu po zwycięstwa. Była nauką solidarności. Wtedy po raz pierwszy zakłady pracy przystępowały do strajków jako wyraz solidarności z pracownikami innych przedsiębiorstw. Nie o kawałek kotleta czy racje finansowe, ale na zasadzie wzajemnego wspierania. To była generalna próba solidarności, która wybuchła w sierpniu w Stoczni Gdańskiej’’ – mówił Krzaklewski podczas wizyty w Świdniku w 2000 roku (trzeba jednak pamiętać, iż jego przyjazd był elementem kampanii wyborczej na fotel prezydenta RP)[2].

Przypisy:

[1] P. Jusiński, Świdnicki Lipiec w opracowaniach historycznych, Świdnik 2010, s.14.
[2] Głos Świdnika, 26 2000, s.3.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *