,,W WSK byliśmy pierwszym miejscem, w którym wybuchł spontanicznie strajk, strajk bez przywództwa, bez przewodniczącego, bez współdziałania z innymi zakładami w rejonie, czy w Polsce… Zanim zaczęła strajkować Stocznia Gdańska parę strajków przez kraj się przewinęło. Był Świdnik, był Lublin, były inne miejsca więc w Gdańsku mogli postawić postulaty mocniejsze i polityczne. W Porozumieniach Gdańskich nie było mowy o zmianie systemu. To wszystko dopiero narastało. (…) Po zakończeniu naszego strajku, my wszyscy jak gdyby bardziej żyliśmy sytuacją w kraju, nie tylko na Lubelszczyźnie. Jak zaczął strajkować Lublin, później inne zakłady w Polsce, mieliśmy poczucie dumy, że my zaczęliśmy w Świdniku. Po porozumieniach sierpniowych nikt nie mówił o Świdniku. One przysłoniły nasz protest. Prawda jest taka, że strajki rozpoczęły się na Lubelszczyźnie, że rozpoczął je Świdnik. Później nasz wkład przytłoczyło powstanie Wolnego Związku Zawodowego „Solidarność”. Wtedy o Świdniku jak gdyby zapomniano. Od pewnego czasu mówi się trochę więcej o znaczeniu naszego strajku. My nawet trochę oburzaliśmy się z tego powodu. Nie chodziło nam o wywyższanie się, ale taka jest niezakłamana historia. Tu się zaczęło, tam się skończyło. Nasze porozumienie było tylko wewnątrzzakładowe, w Gdańsku powstała „Solidarność” i podpisano porozumienia ogólnokrajowe.’’
Relacja za: http://teatrnn.pl/opowiesci/lubelski-lipiec-1980-we-wspomnieniach-uczestnikow/, oprac. Ł. Kijek Relacja z Archiwum Programu Historia Mówiona Ośrodka „Brama Grodzka – Teatr NN” w Lublinie. Rozmowa została przeprowadzona przez Łukasza Kijka.
„Jak co dzień koledzy zaraz po otwarciu baru poszli na śniadanie. W pewnym momencie usłyszałem podniesione głosy mężczyzn. Koledzy wyszli z baru i w mocnych słowach coś komentowali. Stasio Konowałek wrócił do maszyny i od niego dowiedziałem się, że w barze podrożała żywność. Ponieważ dzień wcześniej, w «Dzienniku Telewizyjnym»,” zapowiedziano, że podwyżki cen nie obejmą punktów zbiorowego żywienia, a że jestem impulsywny, wiadomość przyniesiona z baru ogromnie mnie zdenerwowała. – Stasiek, tak dalej być nie może, stajemy. Wyłączamy maszyny.”
Relacja za: http://teatrnn.pl/leksykon/artykuly/lubelski-lipiec-strajk-w-wsk-swidnik/, , Relacja z Archiwum Programu Historia Mówiona Ośrodka „Brama Grodzka – Teatr NN” w Lublinie. Opracowane przez Marię Radek i Łukasza Kijka
,,Co innego mówiono w telewizji, co innego się działo w życiu. Kto nie był [z WSK Świdnik] zaangażowany w jakąś przynależność partyjną to miał poglądy całkiem inne, takie bardziej zdrowe, patriotyczne. Tak że ja nie należałem do żadnych organizacji, ani młodzieżowej partii, ani do samego PZPR – u, tak że historią naszej Polski się trochę interesowałem. I politycznie wiedzieliśmy o strajkach. I na Wybrzeżu w 70. roku i jeszcze tych wcześniejszych w Poznaniu. Później był Ursus, Radom. Tak, że o tym wszystkim to żeśmy, no, wiedzieli. Przecież zresztą do Radomia organizowano u nas z zakładu wyjazd na potępienie strajków radomskich. Więc szukano chętnych, bo obiecywano tam kiełbasę, różne rzeczy dla tych wyjeżdżających. I dzień wolny i płatny w fabryce. I autobusy [podstawili]. Nie pamiętam już teraz ile było tych autokarów, ale część [załogi] pojechała a część, no, poszła do domu, bo praktycznie zakład w tym dniu nie pracował. Trochę [ludzi] wyjechało tam do Radomia na potępienie tych rozruchów. Gdzieś zrobili im tam wiec, dostali jakąś kiełbasę, coś tam wypili, bo to takie wyjazdy to się zawsze łączyły z jakimś alkoholem i z taką bibą. Po prostu zebrali [ludzi] gdzieś tam w jednym miejscu na manifestację i odczytali pewno jakieś swoje spojrzenie na to wszystko i rozeszli się, rozjechali się do domów. My żeśmy nie pojechali. Nie zgadzaliśmy się z takimi poglądami. No, poszliśmy sobie po prostu na piwo, w tym czasie. Nie przypominam sobie, żeby były wyciągane konsekwencje jakieś w stosunku do nas, nie. Tak że, takie rzeczy o tych strajkach, o rozruchach no to śledzone były na bieżąco. To na pewno miało duży wpływ na wydarzenia lipcowe, z tego względu, że no, z tymi poglądami i z tą władzą PZPR–owską się wiele ludzi nie zgadzało. Zresztą to było widać na co dzień, wszystkiego brakowało. Złe zaopatrzenia, a wszystko drogie i jeszcze na dodatek nie było w sklepach. To na kartki. To przecież [tak] było, żywność, jedzenie wydzielane. Co innego mówiono w telewizji, co innego się działo w życiu.’’
Relacja za: http://teatrnn.pl/historiamowiona/swiadek/Kaczan%2C_Miros%C5%82aw_%281950-_%29, Relacja z Archiwum Programu Historia Mówiona Ośrodka „Brama Grodzka – Teatr NN” w Lublinie. Rozmowa została przeprowadzona w dniu 03.09.2014 przez Marka Nawratowicza.
,,To był normalny dzień pracy [8 lipca 1980 r. – red.]. Rano stanąłem przy swojej maszynie, na III gnieździe wydziału 320. Robiłem wtedy pierścienie do piasty Mi-2. Obok mnie pracował Stanisław Konowałek i Adam Zieliński. Jak co dzień, koledzy zaraz po otwarciu baru poszli na śniadanie. Ja zwykle brałem kanapki z domu. W pewnym momencie usłyszałem podniesione głosy mężczyzn. Koledzy wyszli z baru i w mocnych słowach coś komentowali. Stasio Konowałek wrócił do maszyny i od niego dowiedziałem się, że w barze podrożała żywność. Ponieważ dzień wcześniej, w Dzienniku Telewizyjnym, zapowiedziano, 137 że podwyżki cen nie obejmą punktów zbiorowego żywienia, a że jestem impulsywny, wiadomość przyniesiona z baru ogromnie mnie zdenerwowała. – Stasiek, tak dalej być nie może, stajemy. Wyłączamy maszyny – strajk! Te, wypowiedziane wtedy słowa pamiętam do dzisiaj. Nie wiem skąd mi się wzięły. Jestem z natury buntowniczy i widocznie protest przeciw ustrojowi, otaczającej nas rzeczywistości tkwił we mnie, choć nie zdawałem sobie z tego sprawy. Stasio przyznał mi rację, zatrzymaliśmy maszyny i usiedliśmy przy stoliku, przy którym zwykle jadało się śniadania. W odległości 3–4 m znajdowało się stanowisko kontrolera jakości. Wkrótce też nadeszła pani Marysia Stańczak, z którą kilka dni wcześniej rozmawialiśmy o przywiezionych przez kierowców wieściach, o narastającym w kraju niezadowoleniu. – Dlaczego siedzicie? – zapytała. A my na to: – strajkujemy. To tylko we dwóch? – zdziwiła się. Podeszliśmy do innych pracowników, którzy początkowo zaskoczeni słuchali o strajku, ale natychmiast do nas dołączyli. Stanęły maszyny, wyłączyliśmy lampy. Ogarnęło nas dziwne wrażenie – o tej porze dnia na III gnieździe nigdy nie było cicho i ciemno. Podeszliśmy do Antka Grzegorczyka z II gniazda: – Władza robi nas w trąbę, karmi samymi kłamstwami. Nie dajmy się dłużej oszukiwać. Antka nie trzeba było długo przekonywać i II gniazdo poszło za nami. Potem dołączyła reszta wydziału, a następnie W-340, W-020, wreszcie cała „jedynka”. Co dziwne, co szczególnie uderza mnie po latach, nikt nie był przeciwny strajkowi, wszyscy natychmiast przyłączali się do nas. Wydział 320 zgromadził się na naszym gnieździe. Przyszedł mistrz Marian Piłat, zdziwiony zastaną sytuacją i zawiadomił o niej kierownika zmianowego Romana Opalińskiego. Ten z kolei próbował namówić nas do podjęcia pracy, podczas gdy sam miał porozmawiać z dyrekcją zakładu. Nikt się na takie rozwiązanie nie zgodził i kierownik wyszedł z wydziału. Długo nie wracał. My natomiast zawiadomiliśmy o strajku halę dwójkę i kuźnię. Każdy szedł tam, gdzie miał znajomych. Koledzy wracali z jedną odpowiedzią – tam też robią to, co my. Prawdopodobnie w tym czasie przedstawiciele Rady Zakładowej z W-560 przygotowali formalny protest na piśmie i poszli do biurowca, więc dyrekcja musiała już wiedzieć, że decyzja rządu o podwyżkach cen żywności wywołała niezadowolenie wśród ludzi. Wyszliśmy przed halę i spotkaliśmy idącego na wydział dyrektora Jana Czogałę, Zdzisława Mazura z Rady Zakładowej i kogoś, dziś nie pamiętam już, kto to był, z Komitetu Zakładowego PZPR. Przedstawiliśmy im swoje opinie na temat podwyżek. Dyrektor obiecał interweniować w tej sprawie i zaprosił delegacje protestujących wydziałów na rozmowy do sali konferencyjnej. Wróciliśmy więc na halę wybrać delegatów. Padło moje nazwisko, jako osoby, która to wszystko rozpętała. Wybrano też Antka Grzegorczyka, Tadka Sokoła. Jeśli chodzi o innych to, niestety, zawodzi mnie już pamięć. Spotkanie w sali konferencyjnej rozpoczęło się koło południa. Była tylko produkcja, bo biurowiec jeszcze nie podjął strajku. Na razie się przyglądali, ogromnie zaskoczeni rozwojem zdarzeń. Oprócz dyrektora, sekretarza partii, przybył też prezes Gminnej Spółdzielni, prowadzącej zakładowe bary. Wybuchła gorąca i ostra dyskusja, początkowo o podwyżkach, coraz bardziej nabierająca jednak politycznego charakteru. Ludzie mówili, że mają dosyć partii, jej oszukaństwa, krytykowali też związki zawodowe, które, tak naprawdę, nie reprezentowały robotników. Prezes GS zaproponował cofnięcie podwyżek, na co sala zareagowała śmiechem. – Nam chodzi o zmianę systemu rządzenia, podwyżki pensji, lepsze zaopatrzenie w mieście – padały głosy uczestników spotkania. Rano w kilka osób rozpoczęliśmy strajk, a w południe byłem autentycznie zaskoczony jego rozmiarami i tak ostro wyrażanymi opiniami. Nie sądziłem, że w ludziach siedzi tyle goryczy, złości oraz że zdolni są do tak poważnych i mądrych przemyśleń. Przecież, na co dzień, w większym gronie baliśmy się o tych sprawach rozmawiać. Dyrektor widząc, co się dzieje zaproponował kolejna rundę rozmów, ale już z mniejszą reprezentacją załogi, bo w tak dużym gronie nie sposób było 139 konstruktywnie dyskutować. W tym momencie mój udział w negocjacjach skończył się. Powstało ciało, do którego nie zostałem wybrany. Przed godz. 15. przyszła druga zmiana i także przyłączyła się do nas. Strajk rozszerzał się, choć w dalszym ciągu nie miał przywódcy.’’
Relacja za: Świdnicki Lipiec 1980-2005, red. P. Jankowski, Świdnik 2005, s. 154-156
Nagrania: